Zimne mamy lato, ale ciężko w domu wysiedzieć w niedzielne popołudnie. Kali wraca dopiero o 19.30. Zostało 30 minut do zachodu słońca. Łapiemy za aparaty i ruszamy. Trasę spaceru obmyślałem od wielu tygodni. Takiej okazji nie możemy wypuścić z rąk. W tym zalatanym świecie konsumpcji nawet pół godziny to bardzo dużo. Niestety trochę poganiam, wystawiając kolejne kadry. Zresztą Kali sam spontanicznie wyszukuje smakowite kąski we wrzeszczańskim krajobrazie. Momentami nie trzeba słów, a światła coraz mniej. Wychodzi prawie tematycznie, bo wałęsamy się od monopolu do monopolu i od jednego zakładu foto, do następnego. A magia dzielnicy nas oplata coraz bardziej, ciągnąc w ciemność...
Rewitalizacja dzielnicy na razie została przez 'budynia' odsunięta na święty nigdy. Zapewne wybór był jakiś: tunel, albo szkoły, przedszkola, drogi lokalne i malowanie komunalek.
Szczęście nam sprzyja. A to stara nysa w barwach, a to dziecko na hulajnodze posłusznie wjeżdża w kadr. Aż się chce żyć...
Kali, dziękuję to za mało...
Reszta przemyśleń w komentarzach pod zdjęciami.