Dlaczego faceci nie gotują? Odpowiedzi jest bardzo wiele. Sam jestem facetem i wiem, czemu nie gotuję / nie gotowałem. Przede wszystkim dlatego, że proces przygotowywania jedzenia jest przedstawiany w książkach kucharskich, czy też różnego rodzaju poradnikach "jak gotować", w sposób bardzo skomplikowany, trudny do ogarnięcia dla przeciętnego faceta. Trudny, nie znaczy niemożliwy. Ale by pokonać tę pierwszą barierę facetowi musi się bardzo zachcieć. Musiałby sobie odpowiedzieć na pytanie "po co mi kolejna aktywność wymagająca skupienia, manualnej sprawności, szybkości działania, o nieznanym efekcie końcowym".
Wracając do początkowego pytania. Ja nie gotowałem, bo po pierwsze, bardzo trudnym zadaniem było zdobycie składników na jakąś wyszukaną potrawę. Pewnego pięknego roku kupiłem sobie kilka kolorowych, ilustrowanych fotografiami książek o gotowaniu. Nazwiska znane z 'telewizorni'. Nie raz oglądałem ich programy i mi się podobały. Zmusiłem się całym wysiłkiem woli, by skierować swoje kanały sensoryczne i mózgowie na wykonanie prostej potrawy. Prostej, czyli takiej, której przepis bym rozumiał i wiedział, gdzie kupić składniki. Przewaliłem raz wszystkie kartki, drugi raz, trzeciego nie było. Wrzuciłem tę książkę na odległą półkę. Albo pojawiał się "rozmaryn", albo "wino o posmaku brzoskwini" albo "cykoria" albo "owcze nerki"... Jak żyję nie spotkałem rozmarynu w miejscowym spożywczaku. Mimo to moja Mama potrafi wyczarowywać setki smaków ze zwykłej cebuli, zwykłych jabłek, ziemniaków czy siekanej kury. Dobra, chwyciłem za drugą książkę. Tam z kolei opis przygotowania potraw był na tyle skrótowy, że jako początkujący mogłem się co najwyżej oblizać na widok efektu finalnego.
Do kucharzy świata mego: wszystkie składniki do potrawy, którą ma przygotować facet, powinny być dostępne w JEDNYM sklepie. Nie koniecznie w najbliższym spożywczaku, chociaż taka opcja jest mile widziana. Przecież żaden zwykły facet, który nie celuje na szefa kuchni w restauracji znajdującej się w środkowej części dużego miasta nie będzie się uganiał po kilku sklepach spożywczych za jakimiś zeschłymi liśćmi! Nie wiem, czy kucharze rozbierają silniki, albo chociaż komputery. Bez precyzyjnego opisu, co i jak po kolei, jakimi narzędziami, dlaczego takimi, nie naprawili by przerwanego kabla od żelazka, a co dopiero pralki. Wiadomo, że wyczucie i doświadczenie, ale przeciętny facet mikser widział w rękach swojej Mamy, ale uwagę w tym czasie skupiał na możliwości wylizania kręciołów, które właśnie mieszały ciasto. "Do miski wkładamy"... Do jakiej miski? Jak nie ma miski, to skąd ma ją wziąć? Może mieszać ręką? Ile kosztuje mikser? I co z tym rozmarynem?! Nie można zamiast niego dosypać suszonej herbaty?
Przecież ktoś, kto jest z natury leniwy, nie będzie się starał zrozumieć za wszelką cenę. Tą ceną jest jego wolny wieczór, sobotni poranek, czy jakoś tak. Dlatego na początek musi być jasno. I jeszcze coś: jest sporo facetów, którzy lubią proste potrawy, gdzie "proste" oznacza 5 składników. Będzie smaczne, będzie zadowolony, zrobi sam. Zapewniam! Nie wierzycie? A schabowy?
Zapraszam do lektury artykułu o powstawaniu "ciasta okruszkowego". Przez faceta, facetom. Dziękuję, Mamo.
Zacząłem od przygotowania placu boju. Niby nic nie znaczący szczegół, ale nienawidzę, jak mnie coś rozprasza. Na zadanie popatrzyłem jak na swój rowerowy warsztat. Jedno zadanie, zestaw narzędzi przygotowany do jego realizacji. Czyli oczyść sporą powierzchnię stołu ze wszystkich rzeczy. Tak, wszystkich. Flakonika z kwiatkami ukochanej oraz portretem jej kota również. Plac boju... Oczyść, czyli pojedź przynajmniej ścierą. Ma być czysto. I tego. Dłonie myjemy. |
Składniki. Po wszystkie składniki udaj się do jednego sklepu W moim przypadku był to Lidl. Czego potrzebujesz na wykonanie jednej porcji ciasta:
Jak odmierzyć pożądaną ilość składników będzie dalej. |
Sprzęt:
|
Starcie pierwsze. Odmierzanie składników sypkich. Moja waga ma bardzo pożyteczną możliwość wytarowania. Czyli kładziemy na nośnię wagi np. szklankę, wciskamy tarowanie i... waga pokazuje zero. (Zdejmujemy z nośni szklankę, waga zacznie pokazywać wartość ujemną). Ćwiczymy. |
Zacząłem od mąki. Okazało się błyskawicznie, że 200 g mąki to objętościowo nieco więcej, niż ta szklanka. Dodawanie w pamięci itp. |
W końcu w misce ląduje mniej więcej 200 g. To nie apteka, kuchnia Olek! |
Cukier, analogicznie. 200 g cukru to prawie jedna taka szklanka. |
W misce biało. Czas się zabrać za masło. Ma ono tę wredną właściwość, że na ogół przechowywane jest w lodówce. Po wyjęciu jest twarde. Więc albo planujemy, że zrobimy ciasto i masło zdąży się ogrzać, albo radzimy sobie po męsku. Ja wybrałem wersję męską. Stąd w kolejnym starciu udział broni białej i też białej deski. |
Kostka na deskę. |
Za chwilę masło będzie mieszane na gładko. Póki co jest dosyć twarde. By ułatwić mikserowi zadanie siekamy kostkę masła nożem na małe kosteczki. |
I siup do michy. |
Teraz lepiszcze. W charakterze lepiszcza vel spoiwa wystąpią jaja (kurze). Trzy sztuki. |
Wbijamy do michy, a potem myjemy dłonie. Technika rozbijania skorupki dowolna. Jak fragment wpadnie do michy, to łowimy paluchami. Teraz wspomniane łyżeczki (herbaciane) proszku do pieczenia. Nie mam pojęcia, czy to dużo, czy mało. W sposób zdyscyplinowany nasypałem płaskie dwie łyżeczki, zgodnie z wytycznymi ze sztabu. |
To jest dobry moment, by włączyć piekarnik. Będzie potrzebował trochę czasu, by dojść do odpowiedniej temperatury. Przeskocz parę zdjęć w dół i odnajdź opis, jak go ustawić.
Czas na mikser. Kuchenna wersja wiertarki ze sprzężonymi wrzecionami. Ładujemy druty, ustawiamy małe otwory i... sprawdzamy, co będzie. Zagarniamy jaja "i jechana". |
Faza przejściowa.
Ze składników ma się zrobić masa. Jak masło jest bardzo zimne, to potrwa dłużej. Mieszamy i mieszamy. Zwiększamy obroty miksera i mieszamy. Staramy się za bardzo nie pobrudzić okolicy, ale wiadomo, gdzie drwa rąbią... |
Cel osiągnięty. W misce jednolita żółtawa masa. Można wsadzić paluch i posmakować. |
Na scenę wkracza blacha. Zgodnie z wytycznymi smarujemy ją masłem. Dlatego zalecałem zakupić dwie kostki masła. |
Kroimy mały kawałek i paluchami rozsmarowujemy równomiernie po powierzchni blachy. |
Czas na "lizak". Na razie tylko wkracza na scenę. Ponieważ nie załapał się na sesję zdjęciową wraz z resztą sprzętu niezbędnego do przygotowania ciasta, więc poświęciłem mu aż całe zdjęcie. |
Posługując się lizakiem, lub wszelkimi innymi środkami bojowymi umieszczamy zawartość michy w blasze. W miarę równo. Przydatne będą podstawowe umiejętności nabyte w trakcie realizacji prac murarskich. |
Posypujemy powierzchnię ciasta niewielką ilością cukru. Sypiemy w sam raz tyle, by go było trochę widać, ale nie tyle, by przykrył ciasto. Powiedzmy że nieco więcej, niż soli na jajecznicę. |
Ostatni magiczny element, to wysypanie cukru wanilinowego. Równomiernie rozsypujemy całą torebkę. Dzięki tym zabiegom w trakcie pieczenia na cieście powstanie krucha skorupka. |
Tak to wyglądało przed wsadzeniem do piekarnika. |
Piekarnik... Fajnie, jakby był czysty. Zapoznajemy się z układem sterującym, czyli pokrętłami, względnie guzikami. Celem jest ustawienie badziewiaka w trybie, w którym nagrzeje główną komorę do 200 stopni C. |
Do sterowania moim piekarnikiem służą dwa pokrętła. Lewe nastawia temperaturę, ale jeszcze nie włącza procesu grzania. Prawe wybiera rodzaj grzania: z wentylatorkiem, bez, z dwoma wentylatorkami, z grzaniem od dołu, z góry i zboku itd. itp. Nie wiem, jak działa twój piekarnik, ale powinieneś wykumać, co i jak. |
Doszedłem do wniosku, że powinienem nastawić pokrętła tak, jak na sąsiednim zdjęciu, czyli jeszcze raz: 200 stopni C i grzanie bez podmuchów z dołu i z góry. |
Otworzyłem drzwi piekarnika. Wsadziłem do środka łapę, by się przekonać, że jest ciepło. (200 stopni C i tak bym nie poznał). Wsadziłem blachę, zamknąłem drzwi. Reszta to chemia... |
Nie wiem, ile to trwało. Nie zapisałem. Patrzyłem się często gęsto, co się dzieje. Ciasto urosło i zmieniło kolor z żółtego na złotawy. Co jakiś czas uchylałem drzwi do piekarnika, by jak dobry hutnik, ocenić kolor tworzywa żywym okiem, nie przez szybę. Było tego coś ze 20 min. Przy wyjęciu ciasta posłużyłem się fachowymi łapawicami do pieczenia. Zapomniałem o nich wcześniej wspomnieć. Można się posłużyć czymkolwiek, nawet koszulą. Ważne, by zapewnić dłoniom izolację termiczną.
Po wyjęciu ciasto przeniosłem w chłodne miejsce. Po 10 minutach można próbować. |
Smacznego!
Artykuł dedykuję Krowie.